środa, 29 czerwca 2011

…SEZON KONWENTOWY… part 3


CZ. 3 – Bałtycki Festiwal Komiksu BFK – Gdańsk

Nie no dalej to już kurwa nie można było jechać z WROcka… Gdańsk – 9h w PKP w jedna stronę…

 
i to tydzień po tym kiedy uderzyłem do Wawy na koncert Jamiroquai'a nie śpiąc 2 dni z rzędu… Wypad do Gdańska został poprzedzony  wariackim składaniem drugiego numeru HANDJOBa, który powstał zgodnie z myślą – na każdy konwent musi być coś nowego.
Gdańsk okazał się najlepsza imprezą z 3 dotychczasowych co nas mocno zaskoczyło ponieważ jechaliśmy tam naprawdę nie spodziewając się tak dobrej organizacji i wyśmienitego klimatu… to pewnie przez ten jod w nadmorskim powietrzu ;]

Nie obyło się tradycyjnie bez przygód…o tym w osobnym wpisie pt. '...ZE PKP STORY'* 

Konwent zaskoczył nas od razu frekwencją i licznie i odbywającymi się imprezami towarzyszącymi. Tramwaj komiksowy kursował po mieście, wystawy w galeriach, informacja o konwencie w wyborczej na całą prawię stronę… naprawdę szacun dla organizatorów. Do tego dobre było to, że wszystko odbywało się w jednym miejscu, więc spokojnie można było kursować między giełdą a prelekcjami. Wystawiliśmy się jako jedyni rzemieślnicy komiksowi ze swoim stafem – resztę giełdy zajęły sklepy. Podzieliliśmy się rolami - *Fil się lansował i przybijał 5tki znajomkom, jako stary komiksowy wyga, ja szwędałem się po prelekcjach i spotkaniach z twórcami i wydawcami a wielebnemu przypadł zaszczyt handlu straganowego – chłopak jest do tego stworzony.

Gwoździem programu było oczywiście spotkanie z Simonem Bisleyem, który okazał się bardzo spoko ziomkiem biorąc pod uwagę że w sumie to komiksowa gwiazda – cokolwiek by to oznaczało ;]  podbiłem do niego na korytarzu żeby zrobić sobie z nim fotencję, koleś przypozwał po czym rzucił ‘okay, now I have to go take a shit, Se ya’… prawdziwy angielski gentelman :)

Z nienacka pojawił się Ojciec Rene, który jako jedyny doprowadził Bisleya do płaczu kiedy dał mu do podpisania jedno z typowych Renowych dzieł – Helboja fistującego Lobo… Ojciec Rene to geniusz, który już niedługo zajmie miejsce Wilhelma Sasnala i innych tego typu leszczy w światowych galeriach.

Do odnotowania trafi także spotkanie wspominkowe Produktu, podczas którego *Fil musiał oczywiście wszcząć jakąś ostrzejszą dyskusję kończąc swoją przemowę apelem o mobilizacje na polskiej scenie. Ale wszystko skończyło się pokojowo i nie doszło do żadnych rękoczynów.

Kolejną niespodzianką konwentu było kameralne spotkanie z kolesiami z wydawnictwa ATY (ziomki od Bicepsa), które skończyło się akcentem godnym Opry Winfrey, kiedy każdy ze widowni znalazł pod krzesłem czarną kopertę z limitowana edycją komiksu Max Atlanta… dobre gówno.
Bardzo pozytywnie zaskoczył nas także profesjonalnie zorganizowany bankiet na starym mieście w przepięknych okolicznościach pogodowych oraz integracyjne afterparty na barce (IM ON A BOAT!).
Po kilku wiśniówkach spod stołu po raz kolejny *Filowi włączył się szwędacz i ruszył w poszukiwania jakiejś panny z którą bajerował wcześniej na konwencie… odnaleźliśmy go gdzieś w środku nocy w lokalu podejrzanie przypominającym Błękiną Ostrygę, zatargaliśmy na dworzec i ruszyliśmy w drogę powrotną jako, że w niedzielę obiecaliśmy wystawić się w naszym rodzimym Wrocławiu podczas Dni Fantastyki na zamku w Leśnicy…
Tak więc po kolejnej nieprzespanej, pijackiej nocy w pociągu dotarliśmy do Wro, gdzie po wypiciu litrowego Tigera i z lekkimi palpitacjami ruszyłem na drugi konwent w jeden wikend.


Reasumując – ostatnie dwa miesiące upłynęły nam pod znakiem podróżowania, picia i rysowania komiksów…czyli zajebiście przyjemnie. Ale teraz czas zacisnąć poślada i wziąć się za przygotowania do konwentu w łodzi – czyli najważniejszej Polskiej imprezy komiksowej – bo z pustymi rękami na pewno tam nie możemy pojechać bo spotkamy się z ostracyzmem komiksowej braci…


Więcej fotek z imprez – na naszym koncie fejsbukowym – zapraszamy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz